Dla licznych obserwatorów warszawskiej pogody – zwłaszcza tych z najmłodszej generacji – tegoroczny maj był sporym zaskoczeniem, by nie powiedzieć szokiem (o czym można się przekonać, czytając komentarze na forach pogodowych). Chodzi oczywiście o to że był chłodny, znacznie chłodniejszy niż wskazuje norma. W rzeczy samej, jego główny parameter cieplny, czyli średnia temperatura miesięczna całodobowa (11,9°C) wskazuje, że aby znaleźć w annałach maj chłodniejszy od świeżo minionego, trzeba sięgnąć wstecz aż do roku 1991 (11,0°C, ten jednak był istotnie zimniejszy). Maj roku bieżącego jest więc najchłodniejszym w XXI wieku, który mocno poszedł pod prąd panującej od dziesiątków lat silnej tendencji ocieplenia. A jednak jego chłód nie jest rekordowy, jest względny, jakby „na miarę obecnych czasów”. Gdy popatrzymy dalej w przeszłość niż na rok 1991, a konkretnie od 1980 wstecz, to widzimy, że maje podobne do tegorocznego a nawet chłodniejsze, nie były żadnym ewenementem w Warszawie, zdarzały się. Takie były w latach 1980, 1974, 1965, 1962, 1961… itd.. Zarówno silne wyróżnienie maja 2020 roku „in minus” w zakresie temperatury, jak i zaskoczenie tym faktem wielu warszawiaków jest spowodowane tym, że temperaturowa norma wyraźnie poszła w górę w ostatnich dekadach. A wielu ludzi szybko przyzwyczaja się do „nowego” ciepła. Do lat 1980-tych tegoroczny maj zostałby uznany za… umiarkowanie chłodny. Warto też zauważyć, że niemal identyczną średnią temperaturę (12,0°C) miał maj 2004 roku, znacznie nam bliższy w czasie. Więcej na temat historycznego kontekstu tegorocznego maja napiszę w osobnej analizie.
Tak jak zapowiadałem (pod koniec kwietnia w artykule „Co dalej po suchym kwietniu?”), maj nie stanowił kontynuacji niemal-całkowitej posuchy kwietniowej, i popadało nawet dość solidnie. Trzeba jednakowoż podkreślić, że – wbrew pojawiającym się tu i ówdzie opiniom – w Warszawie wcale nie spadło aż tak bardzo dużo deszczu w maju. Suma 67,3 mm wystarcza do przerwania (przynajmniej na jakiś czas) wielomiesięcznej posuchy atmosferycznej i glebowej, ale jeszcze nie rekompensuje suszy hydrologicznej (niski poziom Wisły) ani (tym bardziej) hydrogeologicznej (spadek poziomu wód podziemnych) w regionie środkowego Mazowsza.
Barometr średni miesięczny do poziomu morza sprowadzony wyniósł 1016,7 hPa, czyli powyżej średniej wieloletniej 1981-2010 (o 1,5 hPa). W pierwszej połowie miesiąca dominowały układy niżowe, w drugiej – wyże. Stosunkowo wysoka wartość średniego ciśnienia wynika z faktu, że nie spadało gwałtownie do nadzwyczajnie niskich poziomów; dlatego maj nie wyróżnił się gwałtownymi wichurami, z wyjątkiem nocy 11-12 (niż „Cordula”; ciśnienie atmosferyczne spadło wtedy poniżej 1000 hPa; jednak nawet wtedy wiatr w porywach nie przekroczył 70 km/h). Atoli silne wiatry były dość częste (o czym dalej). Ciśnienie sięgnęło najwyżej dnia 27 (1030,1 hPa, tak wysokiego nie było w maju od roku 2011). Najniższe 12 (998,9 hPa). Spadki ciśnienia poniżej 1000 hPa nie zdarzają się w maju często (poprzednio w 2016 roku).
Średnia temperatura albo ciepłostan miesiąca to 11,9ºC, czyli o 2,5 stopni poniżej średniej wieloletniej (1981-2010). W moje klasyfikacji znalazł się w szufladce „chłodny”. Średnia Tmax wyniosła 17,1°C, Tmin 6,7°C.
Najcieplejszym dniem był 11, którego średni ciepłostan 19,6ºC; najchłodniejszy zaś… dzień następny, czyli 12 (6,0ºC). Maximum absolutne 25,4ºC (11), minimum 1,0ºC (12 nad ranem). A więc w Warszawie ostatecznie nie było w maju przymrozku na standardowej wysokości 2 metrów nad gruntem, mimo, że w medialnych prognozach pogody wielokrotnie warszawiaków straszono, że groźne przymrozki są nieuchronne. Część ciepłolubnych komentatorów sieciowych wyrażała zdziwienie, że w maju nie pojawił się upał (30 stopni i więcej); oni zapominają, że upał w maju jest w Warszawie rzadkim zjawiskiem, nawet pomimo ocieplenia klimatu. Ostatnio pojawił się tutaj w tym miesiącu w roku 2018, ale wcześniej znacznie dawniej, bo w latach 2012 i 2007. Zresztą, to samo dotyczy majowych (nieprzygruntowych) przymrozków; w XXI wieku odnotowano je w maju na oficjalnej stacji stołecznej tylko w latach 2007, 2011, 2014 i 2017. Czyli, w najbardziej typowym maju przymrozków tutaj nie ma. Co nie przeszkadza dziennikarzom corocznie straszyć nas nimi (i ich katastrofalnymi skutkami dla upraw i wszelkiej roślinności), gdy tylko nadchodzą osławieni „zimni ogrodnicy” i „zimna Zośka” (12-15 maja).
Wilgotność względna średnia miesięczna – biorąc 100 za maximum, czyli zupełne nasycenie powietrza parą wodną – wyniosła 66,0%, czyli, o dziwo, 2,2 punktów procentowych poniżej normalnej z okresu referencyjnego 1981-2010. To może zaskakiwać, skoro maj był tak chłodny. Jest to ewidentnym dowodem, że mimo stosunkowo niskich temperatur, wilgoci w powietrzu było ogólnie mało w stosunku do tego, ile jej w typowych warszawskich warunkach powinno być. Tym bardziej, że – jak wiadomo – chłodne powietrze może pomieścić mniej pary wodnej, niż powietrze cieplejsze. Najwilgotniejszym dniem był 1 (85,1%), najsuchszym 21 (50,7%).
Stan nieba: dni całkiem/prawie bezchmurnych 1, pogodnych 7, umiarkowanie chmurnych 15, chmurnych 8, całkowicie zachmurzonych – podobnie jak w kwietniu – nie było. Średnie zachmurzenie nieba wyniosło 63%, co pokazuje, że maj roku bieżącego był bardziej chmurny niż przeciętnie (56%). Usłonecznienie było skromne (159,5 godzin, tj. 70% normalnego), do tego dużo mniejsze niż w kwietniu, a jednak wyższe niż w maju roku 2019.
Suma opadu atmosferycznego (z deszczu) w maju wyniosła 67,3 mm, czyli wyraźnie wyższa od przeciętnej (54,6 mm), jednak zdarzało się w maju dużo więcej. Nie było mowy o żadnych powodziach czy choćby podtopieniach w Warszawie, mimo, że takowe zapowiadano w mediach (gdy tylko zbliżały się niże, osobliwie czarnomorski „Isolde” 30-31). Dni z mierzalnym opadem (min. 0,1 mm) było 14, czyli tylko 2 więcej niż przeciętnie, co nie pasuje do obrazu bardzo deszczowego maja. Co ciekawe, nie było żadnego dnia z wiosenną burzą z grzmotami, tak charakterystycznego dla maja (przeciętnie w miesiącu jest ich 5). To tym dziwniejsze, że grzmoty w tym roku słyszano w stolicy w lutym i marcu. Ostatnio maj bez grzmotów wydarzył się tu w roku… 1987.
Raz w tym miesiącu pojawiły się na chwilę płatki śniegu (rano 12), jednak nie utworzył się nawet ślad pokrywy śniegu na ziemi, mimo, że w mediach ją zapowiadano. W niektórych innych rejonach kraju była (np. na Mazurach), ale w Warszawie nie. 25-ego w godzinach popołudniowych, podczas krótkiego acz dość gwałtownego szkwału, padał drobny grad.
Średnia prędkość wiatru (13,8 km/h) była nieco większa od normalnej (13,2 km/h dla okresu 1981-2010). Jednak głównie jest to wynikiem dość silnych, ale stałych, niezbyt porywistych wiatrów w ostatnim tygodniu miesiąca. Klasyczny, frontalny wicher z deszczem spowodowany gwałtowną zmianą sytuacji barycznej wystąpił tylko wieczorem 11-ego maja, był to wpływ niżu skandynawskiego „Cordula”. Jedynym naprawdę nieprzeciętnym wydarzeniem tego miesiąca był potężny i bardzo szybki spadek temperatury, spowodowany przejściem frontu tegoż układu barycznego. 11-ego wczesnym popołudniem temperatura na Okęciu przekroczyła 25°C (a w samym mieście nawet dochodziła do 27°C), gdy nad ranem następnego dnia był tu już tylko 1 stopień Celsjusza. W dzień było regularne lato, a następnego dnia nad ranem na chwilę zawitała zima (w powietrzu na moment pojawiły się płatki śniegu, jako się rzekło). Aż tak silne i szybkie zmiany temperatury są w Warszawie znacznie rzadsze i słabiej wyrażone, niż w niektórych regionach USA i Kanady. Mówi się, że klimat Polski jest „klimatem umiarkowanym o nieumiarkowanych wahaniach”, ale to kwestia względna.
Maj zdominowały wiatry z sektora zachodniego, tylko w ostatnim tygodniu – północnego. Wiatry południowe, które mogłyby przynosić cieplejszą pogodę, prawie się nie pojawiały. Charakterystycznym zjawiskiem tegorocznego maja były dość silne wiatry z kierunków północnych które były chłodne, lecz także stosunkowo suche. Niestety, ułatwiały szybkie osuszanie środowiska, nawilgoconego po deszczach w dniach 23-25 i 30 maja. Nie jest to czymś korzystnym w sytuacji wielomesięcznego deficytu wilgoci na Mazowszu, zwłaszcza o tej porze roku.
Maj nie zaznaczył się istotnymi mgłami w stolicy. I tu powraca jako przyczyna ta wspomniana, relatywnie niska wilgotność powietrza.
Średni stan wody w Wiśle w punkcie pomiarowym Bulwary o godz. 6:00 był bardzo niski (71 cm), prawie identyczny jak w kwietniu, mimo znacznie wyższych opadów. Co dowodzi, że w regionie warszawskim susza hydrologiczna (niskie stany wód powierzchniowych) trwała w najlepsze, niestety. W okresie, dla którego dokonałem obliczeń (1991-2020) tak niskiego całomiesięcznego stanu średniego nie było w maju ani razu. Najwyższa woda była w dniu 13 (94 cm), najniższa 1 (46 cm). Aby unaocznić jak mało to jest wody, przypomnijmy, że stan ostrzegawczy (przed powodzią) na odcinku warszawskim wynosi… 600 cm.
Tegoroczny maj w aspekcie termiczno-opadowym jest nader podobny do swoich poprzedników z lat 1818, 1830, 1952, 2004.
VarsoviaKlimat.pl
*****
(Obliczenia parametrów meteorologicznych dokonane przez autora na jego odpowiedzialność na podstawie danych obserwacyjnych IMGW-PIB ze stacji meteorologicznej na lotnisku międzynarodowym Okęcie i innych źródeł, a także obserwacji własnych. Obliczone parametry mogą się różnić od wartości oficjalnie publikowanych przez IMGW-PIB).