POGODA HISTORYCZNA

Strona główna POGODA HISTORYCZNA

06/10/1956: wielka ulewa (ucierpiał Sejm PRL)

0

W ciągu jednej doby na stacji Okęcie odnotowano opad deszczu w wysokości 50,3 mm (Bielany 47,8 mm), czyli inaczej mówiąc, 50 litrów na metr kwadratowy. To znacznie więcej, niż wynosi normalna suma opadu dla całego miesiąca. W rzeczy samej, tak dużej ilości opadu dobowego nigdy (jak dotąd) nie odnotowano w Warszawie w miesiącach od października do kwietnia. Jednocześnie mocno spadła temperatura i wiał gwałtowny wicher. Wszystko to poważnie zakłóciło funkcjonowanie miasta, o czym donosiła prasa:

„Ulewa i tysiące piecyków zgasiły światło w południowych dzielnicach. Około godz. 18 w poniedziałek [08/10] na znacznym obszarze Warszawy nastąpiła przerwa w dostawach prądu. Sadybę, Dolny i Górny Mokotów, część Ochoty (kolonia Staszica i okolice Filtrowej) zaległy nieprzeniknione ciemności. Jak dowiedzieliśmy się z pogotowia sieci elektrycznej, podczas wielkiej ulewy z soboty na niedzielę została uszkodzona część kabli wysokiego napięcia. Pozostałe natomiast nie wytrzymały nadmiernego obciążenia, ponieważ mieszkańcy stolicy, ażeby zapobiec zimnu zaczęli włączać tysiące elektrycznych piecyków. Mimo kilkakrotnych apelów radiowych do pracy stawiła się tylko część załogi Miejskich Kotłowni, w związku z czym dopiero dzisiaj spodziewane jest pełne działanie centralnego ogrzewania, wszędzie tam, gdzie jest to możliwe”.

Ulewa nie tylko przerwała dostawy prądu i ciepła, w wielu miejscach pozalewało:

„Po deszczu jest słońce… Takie są pierwsze słowa popularnego foxtrota. A w rzeczywistości? Po deszczu, jest… mnóstwo roboty. Mogą coś o tym powiedzieć pracownicy Pogotowia Elektrowni Warszawskiej, które od ubiegłej soboty nie może uporać się z usunięciem paruset awarii elektrycznych na mieście. (…). Sobotnio-niedzielny deszcz i wichura stały się w niektórych przypadkach sprawdzianem jakości remontów przeprowadzonych przez Miejskie Przedsiębiorstwo Remontowo-Budowlane. Niestety, często egzamin ten nie wypadł dla przedsiębiorstwa pomyślnie. (…). Kilkakrotnie również interweniowała Straż Pożarna tym razem nie od ognia, a od wody ratując dobytek mieszkańców stolicy – wypompowując wodę z piwnic itp. Zalana została m.in. wodą kotłownia Sejmu”.

VarsoviaKlimat.pl

Źródła: Rocznik Meteorologiczny PIHM 1956, „Życie Warszawy” 241, 243 (1956)

Prawdziwa „Zima Stulecia” była w 1940 roku, a nie w 1979

0

Zazwyczaj na początku kolejnego roku, zwłaszcza kończącego się „9”, przetacza się przez media – internet, prasę, radio, TV – fala artykułów, komentarzy, wspomnień, analiz z okazji rocznicy zimy 1978/79, powszechnie u nas znanej jako „Zima Stulecia”. Autorzy takich publikacji zwykle skupiają swoje rozważania na społeczno-gospodarczo-politycznych konsekwencjach owej zimy, pamiętnej głównie ze względu na gwałtowne uderzenie mrozu i śniegu jakie miało miejsce w ciągu kilku dni na przełomie tych lat, oraz ilości spadłego w całym sezonie śniegu. Zazwyczaj opisują, jak te trudne warunki atmosferyczne obnażyły niewydolność gospodarki nakazowo-rozdzielczej w późnym okresie istnienia PRL, przyczyniając się do wybuchu protestu społecznego w roku następnym, 1980.

Jednak tylko w powyższym sensie – czyli pozaklimatycznym – można zimie 1978/79 nadawać miano „Zimy Stulecia” (wieku XX). Także fakt, że z różnych powodów owa zima zapisała się szczególnie silnie i trwale w świadomości społecznej, w sensie analizy klimatycznej niczego nie zmienia. Gdyż ta analiza wykazuje dowodnie, że Zima Stulecia miała w Warszawie miejsce dużo wcześniej. A mianowicie, w sezonie 1939/40. Ten właśnie pogodowo zasługuje na miano Zimy XX Wieku, co jednoznacznie potwierdza analiza podstawowych parametrów decydujących o stopniu surowości sezonów zimowych.

Dziś, owa zima sprzed 80 lat – w przeciwieństwie do zimy 1978/79 – jest właściwie zapomniana, choć jej echa pojawiają się niekiedy we wspomnieniach świadków tamtego okresu, a także w pisanych wówczas dziennikach i różnego rodzaju zapiskach. Prawdziwa – w znaczeniu pogodowym – Zima Stulecia nie zapisała się tak silnie w świadomości społecznej jak jej późniejsza „konkurentka”, co jest zrozumiałe, gdyż ekstremalne mrozy i opady śniegu stanowiły tylko jeden z elementów jakże ciężkiej sytuacji okupowanej Warszawy. Bezpośrednie skutki owej zimy nie miały też tak szerokiego wymiaru jak zimy 1978/79 (np. komunikacyjnego, gdyż w Warszawie roku 1940 ruch samochodowy był znikomy, zaspy blokowały tylko ruch tramwajowy i kolejek dojazdowych, skutek nie był więc równie „spektakularny”). Inaczej mówiąc, silne mrozy i wielkie śniegi „tylko” dołożyły się do nieszczęścia, które zaczęło się dla Warszawy we wrześniu 1939 roku. Poza tym, sytuacja środków masowego przekazu była inna; w 1940 roku warszawiacy mieli do dyspozycji jedną, wydawaną przez Niemców gazetę polskojęzyczną opisującą tematykę życia codziennego, pogardliwie zwaną „gadzinówką” (Nowy Kurier Warszawski). Brak było radia (okupant zabronił Polakom posiadania aparatów radiowych); nie było telewizji, podczas gdy w sezonie 1978/79 wydarzenia pogodowe opisywała szeroko prasa, informowało o nich radio i relacjonowała telewizja (która jest najtrwalsza w przekazie). Dzięki czemu ten sezon do dziś ma dużo większy rezonans medialny, tak dalece, że został uznany za „Zimę Stulecia”. Niezasłużenie.
Prosta analiza porównawcza dowodzi, że miano klimatycznej Zimy Stulecia należy się zimie 1939/1940, pierwszej okupacyjnej zimie Warszawy.

Średnie temperatury miesięczne (°C):
1939/40: październik 5,7 / listopad 3,6 / grudzień -3,3 / styczeń -11,8 / luty -11,9 / marzec -1,0 / średnia wartość -3,12.
1978/79: październik 8,6 / listopad 5,2 / grudzień -3,7 / styczeń -6,6 / luty -6,1 / marzec 1,9 / średnia wartość -0,12.
Jak widać, tylko w grudniu sezon zima dotąd uznawana za „zimę stulecia” była mroźniejsza niż jej starsza konkurentka. Inaczej było w pozostałych miesiącach, a styczeń i luty 1940 roku były dużo mroźniejsze od ich konkurentów z roku 1979.

Liczby dni z mrozem (dobowa Tmax: temperatura maksymalna, Tmin: temperatura minimalna) (odpowiednio 1939/40 i 1978/79):
Tmax < 0,0°: 80 / 60. Tmax ≤ -10,0°: 26 / 3. Tmin ≤ -10,0°: 59 / 39. Tmin ≤ -20,0° (dni z mrozem skrajnie silnym): 21 / 5.
Najniższe Tmax: -19,4° (10 lutego), -17,5° (31 grudnia, 1 stycznia). Najniższe Tmin: -30,8° (10 lutego), -25,2° (5 stycznia).
W kategorii mrozu, zima 1978/79 przegrywa z kretesem.

Opad i pokrywa śnieżna:
Według mojego obliczenia, suma opadu śnieżnego w sezonie 1939/40 wyniosła 235 cm, podczas gdy w 1978/79 – 165 cm. W kategorii wysokości pokrywy śnieżnej w całym sezonie, zima 1978/79 ma przewagę istotną tylko w okresie od 01 do 22/01 i mniejszą na przełomie lutego/marca, natomiast jej rywalka w pozostałych okresach sezonu, a także po formalnym zakończeniu zimy meteorologicznej, czyli w marcu, kiedy przewaga pierwszej zimy okupacyjnej jest bardzo znaczna. Sumy pokrywy śnieżnej: sezon 1939/40 – 4289 cm, 1978/79 – 3177 cm. W pierwszym z sezonów śnieg (min. 1 cm) leżał na ziemi przez 112 dni, w 1978/79 „tylko” przez 90 dni. Najwyższa pokrywa śnieżna pierwszej zimy została obliczona na aż 110 cm (15/02/1940), podczas gdy w sezonie 1978/79 „tylko” 63 cm (18/02/1979).

Zima 1978/79 przysporzyła warszawiakom wielu kłopotów. Jednak trudno je porównać z trudnościami sezonu 1939/40, gdy dużo większe mrozy i śniegi nawiedziły miasto dotknięte zniszczeniami wojennymi i terrorem okupacji. Niełatwo sobie dziś wyobrazić, jak ciężkim czasem dla Warszawy była pierwsza zima drugiej wojny światowej.

VarsoviaKlimat.pl

*****

(Obliczenia parametrów meteorologicznych dokonane przez autora na jego odpowiedzialność na podstawie danych historycznych z warszawskich stacji meteorologicznych, oraz innych źródeł. Obliczone parametry mogą się różnić od wartości oficjalnie publikowanych przez IMGW-PIB).

Listopad 1919: Śniegi, jakich nie było jesienią od 69-ciu lat

0

Mija 100 lat od gwałtownego ataku zimy, na który Warszawa zupełnie nie była przygotowana. Porównywalnie obfite śniegi (pokrywa osiągała pół metra, zaspy jeszcze wyżej), spadły poprzednio w listopadzie w roku… 1850. W rzeczy samej, był to jeden z pierwszych przypadków gdy zamieci uderzyły w XX-wieczną, nowoczesną komunikację miejską opartą na wąskotorowych kolejkach dojazdowych, tramwajach elektrycznych i samochodach. Pewnie dlatego prasa nazwała „klęską” to, co dawniej bywało „wyborną sanną”.

Średnia temperatura miesiąca wyniosła na stacji oficjalnej (prowadzonej przez Towarzystwo Naukowe Warszawskie) -3,2°C, w autorskiej serii homogenicznej jeszcze niżej, bo -3,7°C. W tejże serii, tylko listopady lat 1774 i 1829 miały nieco niższe wartości tego parametru. 18 listopada nad ranem temperatura spadła do -19,0°C, a trzeba mieć na uwadze, że było to na stacji śródmiejskiej; poza miastem – na przykład w rejonie Okęcia – mróz był zapewne silniejszy. To do dziś niepobity rekord listopadowego mrozu. Całodobowy mróz trwał prawie bez przerwy od 31 października do 20 listopada.

Jak donosiła „Gazeta Rolnicza”: „Długi okres mrozów, trwających w Polsce bez przerwy od 31-ego października do 20 listopada r. b. stanowi zjawisko klimatyczne istotnie niezwykłe pod względem czasu i siły swego pojawienia się, oraz długości trwania. Temperatura podobnie niska, jaką w dniu 19 listopada obserwowano w Polsce (Piastów pod Radomiem -31,5°C) nie była w ogóle dotąd notowana w Polsce w ciągu listopada. Od początku istnienia dokładnych spostrzeżeń, t. j. od r. 1779, nie obserwowano w Warszawie niżej -17,3° w listopadzie.”

Śnieg sypał (z przerwami) od 3 do 16 listopada; najobficiej w ostatnich pięciu dniach tegoż okresu. Pokrywa śnieżna osiągnęła największą grubość 17 i 21-ego, co najmniej 46 cm. Śnieg pokrył miasto już na początku miesiąca: „Święto umarłych. Wczesny całun śnieżny pokrył ziemie cmentarne w tegoroczne dni umarłych. Biel zimowa pokryła złote liście klonów i kasztanów i purpurę dębów. Nadało to cmentarzom naszym wygląd przedziwny i niezwykły”.

Ale to był tylko początek. Silna zamieć uderzyła na miasto 11-ego, od razu utrudniając komunikację; w związku ze zmniejszeniem dostaw opału, nastąpił wzrost jego cen w handlu prywatnym (ostro piętnowany przez obserwatorów). Jak pisano, na przedmieściach miasta mieszkańcy łamali drewniane parkany i gałęzie drzew, aby mieć czym palić w piecach (9/10 mróz w nocy był dwucyfrowy). Potem było jeszcze gorzej.

„Rozsrożyła się wczoraj [16/11] niezwykle gwałtowna zamieć śnieżna nad miastem naszem, a jak wieści dochodzą i nad okolicą w dość znacznym promieniu. Przez noc z soboty na niedzielę ulice pokryła gruba warstwa śniegu, a choć w rannych godzinach stróże uprzątnęli ją z dużym nakładem mozołu, tworząc olbrzymie kopce po obu stronach jezdni, śnieg padał nieustannie i w wysokim stopniu utrudniał komunikację. Publiczność piesza brnęła w śniegu nieraz prawie po kolana. Pojazdy kołowe posuwały się z trudem. Sanna była również utrudniona, gdyż płozy zarywały się w śniegu. Tramwaje krążyły z dużemi przerwami i po kilkakroć na różnych odstępach komunikacja była przerwana. Dla oczyszczania torów wysłano specjalne wagony z pługami do odgarniania śniegu. Dołączyła się do tego wichura, wskutek czego ruch na ulicach zmalał do konieczności. (…).

Na kolejkach wąskotorowych ruch pociągów około południa ustał zupełnie. Na linji grójeckiej wysłany rano z Warszawy pociąg utknął w drodze wśród zasp śnieżnych, wskutek czego o uruchomieniu dalszych pociągów nie mogło być mowy. Na linji Wilanowskiej pociągi kursowały z wielkim trudem do południa, wreszcie utknęły w zwałach śnieżnych; na linji Jabłonowskiej nie zdołano utrzymać komunikacji kolejowej, częściowo natomiast, z wielkiemi wyjątkami, kursowały pociągi do Otwocka. (…). Na kolejach normalnych śnieżyca również utrudniła komunikację. Wiele pociągów przybyło do Warszawy ze znacznem opóźnieniem, np. pociąg poznański przybył wczoraj, zamiast rano, dopiero wieczorem, inne spóźniały się o kilka godzin z powodu zatrzymywania w drodze przed zwałami śnieżnemi, które zatarasowały tor, a które wypadło usuwać przy pomocy wezwanych z sąsiednich wsi ludzi, lub przy pomocy wojska (jak np. w obrębie dyrekcji łódzkiej).”

Trudności transportowe, a co za tym idzie – przerwy w dostawach, dały asumpt do spekulacyjnych podwyżek cen żywności na targowiskach, np. za kwartę mleka żądano 6-8 marek polskich zamiast dotychczasowych trzech. Prasa ostro piętnowała tę – jak ją określano – „orgję wyzysku”.

W dniach 23-25 listopada zorganizowano w mieście zbiórkę odzieży dla wojska walczącego na wschodzie. Z tej okazji sam Stefan Żeromski ogłosił płomienne wezwanie:

„Śnieg głębokiemi zaspami pokrywa ulice miast i zadyma wioski przyziemne. Mróz srogi ściska. (…). Są w tej stolicy ludzie, wyczekujący na chleb, mleko i węgiel w nieskończonych kolumnach, i są ludzie, którzy tam nie czekają, gdyż posiadają wszystko. Świat Polski wyzwolonej rozpada się na dwa odłamy – na nędzarzy i bogaczów. (…).To jest istota tej dziedziny, o którą walczy na froncie bohaterski żołnierz bez butów, śpiąc głuchą nocą w okopie ze skostniałemi nogami i z dreszczem, przejmującym do szpiku kości, (…). Skaut polski młodzieniec, w którego nieskażonem sercu zamknięta jest Polska przyszła, istotna, wywalczona przez bohaterów i wyśpiewana przez poetów, przyjdzie w poselstwie od żołnierzy do drzwi obywateli – po ciepłą odzież. W progu nędzarzy nic, pewnie, nie użebrze, z izb inteligencji zawodowej wyniesie przedostatnią koszulę. To też niech ten poseł od skostniałych żołnierzy w zimnem polu kołace do drzwi bogaczów, niech w nie wali, jak groźny, pozywający zwiastun, niech nie błaga, lecz żąda, niech patrzy z grozą w zimne oczy i niech tem spojrzeniem sięga do kamiennego serca”.

Jednak w przeciwieństwie do zimy 1829/1830, w sezonie 1919/1920 mroźny i śnieżny listopad nie oznaczał długiej, ostrej zimy. Odwilż rozpoczęła się 20 listopada, wielka zima już nie powróciła, mrozu i śniegu miało być już niewiele. Ale ocieplenie też oznaczało kłopoty, do potężnego błota z topniejących zasp dokładał się rzęsisty deszcz. Jak informowano, 24 listopada spadające z dachów zwały śniegu tak bardzo utrudniały dotarcie na miejsce pojazdom wysyłanym w celu odbioru ubrań zbieranych dla żołnierzy, że „nie mogły należycie wypełnić swego zadania”.

Tak bardzo trudny czas przeżywała Warszawa w pierwszą rocznicę odzyskania niepodległości. Główne jej obchody (pochód w centrum miasta, przystrojenie domów flagami narodowymi) odbyły się nie 11-ego (jak mógłby sądzić dzisiejszy czytelnik), lecz 9-ego listopada (w tym dniu w 1918 roku rozpoczęto rozbrajanie żołnierzy niemieckich w stolicy). Dzień 11 listopada (w którym w 1918 roku do stolicy powrócił Józef Piłsudski) ustalono jako święto niepodległości znacznie później.

VarsoviaKlimat.pl

Źródła prasowe: Kurjer Warszawski, Gazeta Rolnicza.