Pogoda w niedzielę i poniedziałek 4-5 października miała nadzwyczajny charakter, odpowiedni dla pory letniej, a nie jesiennej. Burze z piorunami przeszły nad Warszawą trzykrotnie: pierwsza w godzinach popołudniowych w niedzielę, druga od 2 do 2:30 popołudniu w poniedziałek, trzecia – najsilniejsza – tegoż dnia od godziny 7:45-8:15 wieczorem. W tym trzecim przypadku lunął solidny deszcz, a niebo rozświetlały liczne błyskawice z częstymi grzmotami, niczym w lipcu. Jak poinformował IMGW-PIB, wyładowań atmosferycznych nad stolicą było więcej, niż odnotowano kiedykolwiek w miesiącu jesiennym oraz w całej tej porze roku od początku monitoringu burz, czyli od roku 2002.
Potężny wał chmur burzowych nad Warszawą 5 października 2020. Fot. Benwars.
Liczni komentatorzy wskazują, że to zjawisko świadczy o postępach ocieplenia klimatycznego, oraz że w chłodnym półroczu tak silnych burz będzie w przyszłości coraz więcej. Ja też jestem tego zdania. Warto przy tym zauważyć, że burza nastąpiła po bardzo ciepłym dniu, jak na październik (Tmax 21,0°C); symptomatyczne jest też to, że nie spowodowała istotnego oziębienia; po ustaniu nawałnicy, temperatura powietrza pozostała wyższą od średniej wieloletniej (Tmax dnia następnego, czyli we wtorek, dochodziła do 19°C).
Jednak związana z tą burzą ulewa, nie była rekordowa: na stacji Okęcie w poniedziałek zanotowano 14,3 mm deszczu (na stacji Bielany niewiele więcej). To dużo, ale do rekordu października daleko: ten przynależy wielkiej ulewie z 6 października 1956 roku, kiedy to na stacji Okęcie zanotowano aż 50,3 mm opadu (na Bielanach 47,8 mm). Tamta ulewa spowodowała więcej problemów w mieście, niż ta przedwczorajsza.
VarsoviaKlimat.pl