Listopad 1919: Śniegi, jakich nie było jesienią od 69-ciu lat
Mija 100 lat od gwałtownego ataku zimy, na który Warszawa zupełnie nie była przygotowana. Porównywalnie obfite śniegi (pokrywa osiągała pół metra, zaspy jeszcze wyżej), spadły poprzednio w listopadzie w roku… 1850. W rzeczy samej, był to jeden z pierwszych przypadków gdy zamieci uderzyły w XX-wieczną, nowoczesną komunikację miejską opartą na wąskotorowych kolejkach dojazdowych, tramwajach elektrycznych i samochodach. Pewnie dlatego prasa nazwała „klęską” to, co dawniej bywało „wyborną sanną”.
Średnia temperatura miesiąca wyniosła na stacji oficjalnej (prowadzonej przez Towarzystwo Naukowe Warszawskie) -3,2°C, w autorskiej serii homogenicznej jeszcze niżej, bo -3,7°C. W tejże serii, tylko listopady lat 1774 i 1829 miały nieco niższe wartości tego parametru. 18 listopada nad ranem temperatura spadła do -19,0°C, a trzeba mieć na uwadze, że było to na stacji śródmiejskiej; poza miastem – na przykład w rejonie Okęcia – mróz był zapewne silniejszy. To do dziś niepobity rekord listopadowego mrozu. Całodobowy mróz trwał prawie bez przerwy od 31 października do 20 listopada.
Jak donosiła „Gazeta Rolnicza”: „Długi okres mrozów, trwających w Polsce bez przerwy od 31-ego października do 20 listopada r. b. stanowi zjawisko klimatyczne istotnie niezwykłe pod względem czasu i siły swego pojawienia się, oraz długości trwania. Temperatura podobnie niska, jaką w dniu 19 listopada obserwowano w Polsce (Piastów pod Radomiem -31,5°C) nie była w ogóle dotąd notowana w Polsce w ciągu listopada. Od początku istnienia dokładnych spostrzeżeń, t. j. od r. 1779, nie obserwowano w Warszawie niżej -17,3° w listopadzie.”
Śnieg sypał (z przerwami) od 3 do 16 listopada; najobficiej w ostatnich pięciu dniach tegoż okresu. Pokrywa śnieżna osiągnęła największą grubość 17 i 21-ego, co najmniej 46 cm. Śnieg pokrył miasto już na początku miesiąca: „Święto umarłych. Wczesny całun śnieżny pokrył ziemie cmentarne w tegoroczne dni umarłych. Biel zimowa pokryła złote liście klonów i kasztanów i purpurę dębów. Nadało to cmentarzom naszym wygląd przedziwny i niezwykły”.
Ale to był tylko początek. Silna zamieć uderzyła na miasto 11-ego, od razu utrudniając komunikację; w związku ze zmniejszeniem dostaw opału, nastąpił wzrost jego cen w handlu prywatnym (ostro piętnowany przez obserwatorów). Jak pisano, na przedmieściach miasta mieszkańcy łamali drewniane parkany i gałęzie drzew, aby mieć czym palić w piecach (9/10 mróz w nocy był dwucyfrowy). Potem było jeszcze gorzej.
„Rozsrożyła się wczoraj [16/11] niezwykle gwałtowna zamieć śnieżna nad miastem naszem, a jak wieści dochodzą i nad okolicą w dość znacznym promieniu. Przez noc z soboty na niedzielę ulice pokryła gruba warstwa śniegu, a choć w rannych godzinach stróże uprzątnęli ją z dużym nakładem mozołu, tworząc olbrzymie kopce po obu stronach jezdni, śnieg padał nieustannie i w wysokim stopniu utrudniał komunikację. Publiczność piesza brnęła w śniegu nieraz prawie po kolana. Pojazdy kołowe posuwały się z trudem. Sanna była również utrudniona, gdyż płozy zarywały się w śniegu. Tramwaje krążyły z dużemi przerwami i po kilkakroć na różnych odstępach komunikacja była przerwana. Dla oczyszczania torów wysłano specjalne wagony z pługami do odgarniania śniegu. Dołączyła się do tego wichura, wskutek czego ruch na ulicach zmalał do konieczności. (…).
Na kolejkach wąskotorowych ruch pociągów około południa ustał zupełnie. Na linji grójeckiej wysłany rano z Warszawy pociąg utknął w drodze wśród zasp śnieżnych, wskutek czego o uruchomieniu dalszych pociągów nie mogło być mowy. Na linji Wilanowskiej pociągi kursowały z wielkim trudem do południa, wreszcie utknęły w zwałach śnieżnych; na linji Jabłonowskiej nie zdołano utrzymać komunikacji kolejowej, częściowo natomiast, z wielkiemi wyjątkami, kursowały pociągi do Otwocka. (…). Na kolejach normalnych śnieżyca również utrudniła komunikację. Wiele pociągów przybyło do Warszawy ze znacznem opóźnieniem, np. pociąg poznański przybył wczoraj, zamiast rano, dopiero wieczorem, inne spóźniały się o kilka godzin z powodu zatrzymywania w drodze przed zwałami śnieżnemi, które zatarasowały tor, a które wypadło usuwać przy pomocy wezwanych z sąsiednich wsi ludzi, lub przy pomocy wojska (jak np. w obrębie dyrekcji łódzkiej).”
Trudności transportowe, a co za tym idzie – przerwy w dostawach, dały asumpt do spekulacyjnych podwyżek cen żywności na targowiskach, np. za kwartę mleka żądano 6-8 marek polskich zamiast dotychczasowych trzech. Prasa ostro piętnowała tę – jak ją określano – „orgję wyzysku”.
W dniach 23-25 listopada zorganizowano w mieście zbiórkę odzieży dla wojska walczącego na wschodzie. Z tej okazji sam Stefan Żeromski ogłosił płomienne wezwanie:
„Śnieg głębokiemi zaspami pokrywa ulice miast i zadyma wioski przyziemne. Mróz srogi ściska. (…). Są w tej stolicy ludzie, wyczekujący na chleb, mleko i węgiel w nieskończonych kolumnach, i są ludzie, którzy tam nie czekają, gdyż posiadają wszystko. Świat Polski wyzwolonej rozpada się na dwa odłamy – na nędzarzy i bogaczów. (…).To jest istota tej dziedziny, o którą walczy na froncie bohaterski żołnierz bez butów, śpiąc głuchą nocą w okopie ze skostniałemi nogami i z dreszczem, przejmującym do szpiku kości, (…). Skaut polski młodzieniec, w którego nieskażonem sercu zamknięta jest Polska przyszła, istotna, wywalczona przez bohaterów i wyśpiewana przez poetów, przyjdzie w poselstwie od żołnierzy do drzwi obywateli – po ciepłą odzież. W progu nędzarzy nic, pewnie, nie użebrze, z izb inteligencji zawodowej wyniesie przedostatnią koszulę. To też niech ten poseł od skostniałych żołnierzy w zimnem polu kołace do drzwi bogaczów, niech w nie wali, jak groźny, pozywający zwiastun, niech nie błaga, lecz żąda, niech patrzy z grozą w zimne oczy i niech tem spojrzeniem sięga do kamiennego serca”.
Jednak w przeciwieństwie do zimy 1829/1830, w sezonie 1919/1920 mroźny i śnieżny listopad nie oznaczał długiej, ostrej zimy. Odwilż rozpoczęła się 20 listopada, wielka zima już nie powróciła, mrozu i śniegu miało być już niewiele. Ale ocieplenie też oznaczało kłopoty, do potężnego błota z topniejących zasp dokładał się rzęsisty deszcz. Jak informowano, 24 listopada spadające z dachów zwały śniegu tak bardzo utrudniały dotarcie na miejsce pojazdom wysyłanym w celu odbioru ubrań zbieranych dla żołnierzy, że „nie mogły należycie wypełnić swego zadania”.
Tak bardzo trudny czas przeżywała Warszawa w pierwszą rocznicę odzyskania niepodległości. Główne jej obchody (pochód w centrum miasta, przystrojenie domów flagami narodowymi) odbyły się nie 11-ego (jak mógłby sądzić dzisiejszy czytelnik), lecz 9-ego listopada (w tym dniu w 1918 roku rozpoczęto rozbrajanie żołnierzy niemieckich w stolicy). Dzień 11 listopada (w którym w 1918 roku do stolicy powrócił Józef Piłsudski) ustalono jako święto niepodległości znacznie później.
VarsoviaKlimat.pl
Źródła prasowe: Kurjer Warszawski, Gazeta Rolnicza.