ANALIZY

Strona główna ANALIZY

Co dalej po suchym kwietniu?

0

Kończy się tegoroczny kwiecień, jak dotąd w Warszawie rekordowo suchy (tylko 0,4 mm opadu), więc jak zwykle w wypadkach sytuacji pogodowych coraz bardziej wyglądających na ekstremalne, w popularnych środkach masowego przekazu narasta histeria. Prasa, radio, telewizja, internet pełne są u nas komentarzy zapowiadających Apokalipsę suszy w tym roku: zrujnowane zbiory, zgorzałe lasy, wyschnięte rzeki, brak wody w kranach itd., itp.

Czy względnie suchy marzec, a teraz bardzo suchy kwiecień dają podstawy do wyciągania takiego wniosku? Jest on przedwczesny i pochopny. Nie można wykluczyć, że po takim kwietniu cały sezon wiosenno-letni będzie skrajnie suchy. Ale to mało prawdopodobne. Historia pogody warszawskiej wskazuje, że po skrajnie suchym kwietniu, w maju i/lub czerwcu i/lub lipcu sumy opadów znacznie wzrosną. Poniższy wykres przedstawia sumy opadowe trzech miesięcy następujących bezpośrednio po dwunastu najsuchszych kwietniach w dziejach obserwacji warszawskich. Są to te kwietnie, w których suma opadu nie dosięgnęła 10 mm wody.

Dane: IMGW-PIB, obserwacje historyczne.

Jak widać, we wszystkich przedstawionych przypadkach sumy opadowe w maju były większe niż w kwietniu, i to bardzo znacznie (z wyjątkiem maja 1814); tylko w trzech przypadkach maje mieściły się w kategorii suchych (w latach 1814, 1881, 1988). W większości przypadków okres maj-lipiec przynosił opady w granicach normalnych, a niekiedy były znacznie większe, w lipcu 1844 roku powodując nawet katastrofalną w skutkach powódź.

Były jednak również przypadki, że opady nie nadrabiały wczesnowiosennego deficytu, przez co sezon wegetacyjny w ogólności kwalifikował się jak posuszny, ze szkodą dla zbiorów i środowiska naturalnego. Tak było w latach 1895, 1976 oraz częściowo w dopiero co minionym 2019, gdy w maju jeden kilkudniowy okres deszczu (w dniach 12-23) uratował środkowe Mazowsze przed fatalną posuchą wiosenno-letnią (która i tak była poważna). Wysoce możliwe, że w tym roku zdarzy się coś podobnego w maju i/lub czerwcu.

A więc szanse na to, że po bardzo suchej pierwszej części wiosny nasze pola i lasy już wkrótce zostaną solidnie nawilżone i odetchną, roślinność odzyska świeżą zieleń, a przynajmniej część plonów będzie uratowana, są duże. Szkoda, że wielu komentatorów tego nie mówi, zamiast tego wolą po prostu straszyć suszą, drożyzną żywności itd.. Czy to oznacza, że nie dzieje się nic szczególnego w zakresie posuchy i nie ma powodu do zmartwień? Bynajmniej. Jednak na narastającą groźbę trwałego deficytu wody i wilgoci w regionie warszawskim wskazuje nie tyle tegoroczny kwiecień sam w sobie, co wieloletnia ewolucja opadu atmosferycznego i temperatury w skali całorocznej.

VarsoviaKlimat.pl

Temperatura punktu rosy jako kryterium odczucia „parności”

3

Mamy ostatnio parne, duszne dni w mieście. I jak zwykle, towarzyszą temu narzekania warszawiaków. Może jednak powinni się do takich warunków latem przyzwyczajać, bo dni bardzo ciepłe, gorące, a nawet upalne i jednocześnie wilgotne, parne, zdarzają się u nas coraz częściej wraz z postępami ocieplenia klimatu. Warto więc ustalić sobie jakieś kryterium oceny parności.

W polskich (i nie tylko polskich) mediach najczęściej stosuje się pojęcie „temperatury odczuwalnej”. W uproszczeniu chodzi o to, że przy wysokich temperaturach większa wilgotność powietrza utrudnia organizmowi człowieka schładzanie ciała (oddawanie nadmiaru ciepła otoczeniu) przez wydalanie wody (czyli pocenie się), co powoduje, że nasze odczucie gorąca nasila się przy niezmienionej temperaturze, ale większej wilgotności. Gdy pary wodnej w powietrzu już jest dużo, to mniej pozostaje miejsca by pomieścić jej więcej (np. z wydalania przez ciało człowieka). Innymi słowy, przy stosunkowo wysokiej wilgotności daną temperaturę powietrza odczuwamy tak, jakby była ona wyższa od wskazania samego termometru. Każdy wie, że upał znosi się lepiej, gdy powietrze jest suche. Istnieją odpowiednie skale przeliczania temperatury z termometru na taką, jaką nasze ciało odczuwa. Słyszymy więc w mediach, że np. temperatura powietrza wynosi 30 stopni, ale odczuwalna jest wyższa, z powodu dużej wilgotności.

Jednak dla mnie takie przeliczniki nie są pożyteczne. Gdy badam pogodę i klimat Warszawy oraz ich ewolucję w czasie, to ważna jest dla mnie rzeczywista temperatura powietrza, a nie temperatura jaką „odczuwam”. Dla mnie informacja że temperatura wynosi 30 stopni, a odczuwalna np. przekracza 40, jest raczej abstrakcyjna. Poza tym, jak wspomniałem, chciałbym jakoś oceniać parność. Choćby dlatego, żeby na bazie prostego, porównywalnego kryterium móc badać ewolucję liczby dni parnych w Warszawie. Z upływem lat ubywa ich, czy przybywa? Na jakiej podstawie to określać? „Temperatura odczuwalna” się do tego nie nadaje, przyjąłem więc inne kryterium: tzw. temperaturę punktu rosy (TPR). Co to jest?

Każdy wie, że powietrze na naszej planecie zawsze zawiera mniejszą lub większą ilość pary wodnej; a więc powietrze bywa mniej lub bardziej wilgotne. Podstawowym w meteorologii kryterium wilgotności powietrza jest tzw. wilgotność względna. Wilgotność względna to stosunek procentowy ilości pary wodnej znajdującej się w powietrzu w danej chwili przy danej temperaturze, do tej ilości pary, jaka przy tejże temperaturze byłaby konieczna dla pełnego, 100% nasycenia powietrza parą, umożliwiając jej kondensację, czyli skroplenie (w postaci rosy, mgły lub opadu atmosferycznego).

Fizyka atmosfery mówi nam, że im powietrze jest cieplejsze, tym więcej pary wodnej może pomieścić. Mówiąc inaczej: im powietrze jest cieplejsze, tym więcej pary wodnej potrzeba, aby je w pełni (w 100%) parą nasycić. Co oznacza, że ten sam procent wilgotności względnej, ale przy wyższej temperaturze, wskazuje że w powietrzu jest więcej pary wodnej, niż przy temperaturze niższej. Jak już wiemy, im więcej jest wilgoci (pary wodnej) w powietrzu, tym niższy jest próg wytrzymałości ludzkiego organizmu na wysokie temperatury. Jak więc można określić kolejne progi niebezpiecznych dla ludzkiego organizmu poziomów ciepłej wilgotności, odczuwanej jako parność powietrza?

Służy temu właśnie określanie temperatury punktu rosy (w stopniach Celsjusza). TPR jest wartością teoretyczną; ukazuje ile termometr powinien wskazywać stopni w danym momencie rzeczywistym, aby obecna w tymże momencie w powietrzu para wodna nasyciła powietrze w 100%, powodując skraplanie tejże pary. Czyli: jeżeli wilgotność względna jest niższa od 100% (tak jest najczęściej, rzecz jasna), to TPR musi być niższa od temperatury, jaka faktycznie w danym momencie panuje. Wiemy już, że aby obliczyć TPR, nie wystarczy znać procent wilgotności względnej, skoro ten sam jej procent przy różnych (faktycznych) temperaturach, daje różną ilość pary w powietrzu. Trzeba więc uwzględniać w obliczeniu także realną, panującą w interesującej nas chwili temperaturę powietrza. Te dwa parametry wystarczyły do stworzenia wzoru do obliczania TPR. Jest on raczej skomplikowany, ale jak ktoś nie chce się nim przejmować, to nie musi, ponieważ w sieci jest łatwo dostępna automatyczna konwersja temperatury+wilgotnośąci na TPR. Poniżej omówienie przykładowej sytuacji, która ilustruje zależność tych trzech parametrów.

Gdy TPR w danym momencie (przy określonej rzeczywistej temperaturze i wilgotności względnej) wynosi na przykład 15°C, to oznacza to, że w tymże momencie obecna w powietrzu rzeczywista ilość pary wodnej doprowadziłaby do pełnego nasycenia powietrza wilgocią przy tej właśnie temperaturze powietrza. Przykładowo: gdy temperatura powietrza wynosi 20°C, to wspomnianą TPR uzyskamy gdy wilgotność względna wyniesie 72%.

A jeśli za chwilę ilość pary wodnej wzrośnie przy niezmienionej temperaturze, to wzrośnie także wskaźnik wilgotności względnej, a razem z nim – także TPR (gdy wilgotność względna dojdzie do 100%, wówczas wartości rzeczywistej temperatury powietrza i TPR wyrównują się). Przykładowo: temperatura trzyma się na (uprzednim) poziomie 20°C, ale wilgotność wzrosła do 80%; wtedy TPR wyniesie 16,5°C.

To oczywiste, że jeżeli wzrośnie temperatura, a ilość pary wodnej pozostanie bez zmiany, to spadnie wskaźnik wilgotności względnej, a co za tym idzie, spadnie także TPR. Gdy temperatura powietrza rośnie, a ilość pary spada, to TPR spada jeszcze bardziej. Nie ma wtedy zagrożenia nasileniem duchoty i parności, mimo, że jest coraz goręcej.

Wiemy już, że jeśli temperatura powietrza rośnie, a wilgotność względna nie zmienia się, to oznacza to wzrost rzeczywistej ilości pary wodnej. Jest więc czymś oczywistym, że gdy podnosi się zarówno temperatura powietrza jak i wilgotność względna, to oznacza to zdwojony wzrost tak ilości pary wodnej, jak i wartości TPR. Przykładowo: temperatura wzrosła do 25°C, a wilgotność pozostała na poziomie 80%. TPR wynosi wtedy 21°C, robi się więc bardzo parno (wg poniższej klasyfikacji).

Wniosek: im wyższa jest wartość TPR, tym silniejsze jest odczucie parności przez organizm ludzki, oczywiście powyżej pewnej dolnej granicy temperatury powietrza (o niej poniżej), bo nie odczuwamy parności, gdy jest zimno. Jeżeli panuje upał a pary wodnej jest mało, to wskaźnikTPR może być nawet ujemny.

Jak się dowiedzieć, czy podawana wartość TPR oznacza ciepłą/parną wilgoć powodującą że zaczynamy się pocić (zwłaszcza w nieklimatyzowanych pomieszczeniach), nawet przy braku wysiłku fizycznego?

W sieci odpowiednie tabele (klasyfikacje) TPR znajdują się na wielu stronach. Po ich przeanalizowaniu stworzyłem sobie taką, co pasuje do moich osobistych odczuć. Według niej, poszczególne poziomy TPR odbierane są przez organizm przeciętnego człowieka (np. mój) następująco (temperatury punktu rosy °C i odczucia):

TPR do 13° (nieodczuwalnie lub przyjemnie); 13°-15° (neutralnie); 16°-18° (pojawia się poczucie lepkości); 19°-21° (uciążliwa parność); 22°-24° (męcząca parność); TPR 24° i więcej (przytłaczająca parność). Od tej granicy duchota może nawet zagrażać życiu, z powodu przegrzania organizmu. Nie znalazłem w annałach przypadku, aby ten poziom został osiągnięty w Warszawie, na szczęście. Tak wysokiego poziomu więc nie doświadczyłem. Jak dotąd.

Jest wiele świadectw, że „duchota” staje się tematem medialnym, gdy TPR osiąga i przekracza 18 stopni. Przykładowo: w roku 2010 jeden z obserwatorów napisał: „W sierpniu, kiedy noce powinny być już zdecydowanie chłodne, kilka z nich było nieznośnie gorących i parnych.”[1] Faktycznie, na przykład w nocy z 14 na 15 sierpnia TPR wahała się w okolicach 20 stopni (całodobowo w tych dniach dochodząc do 23°C, czyli wartości określonej jako męcząca parność”, której nie powstydziłyby się wilgotne strefy tropikalne). 15 sierpnia najniższa temperatura nad ranem wyniosła 20 stopni (o północy 23°), najwyższa dniem 33 stopnie. Wilgotność względna nocą długo sięgała 90%, w dzień nie spadła poniżej 50%. Nie jest przesadą nazwanie tego dnia „tropikiem”. W warunkach warszawskich, taka pogoda jest niebezpieczna szczególnie dla osób starszych i/lub cierpiących na różne schorzenia.

Jak powiedziałem, powyższa klasyfikacja odpowiada moim osobistym odczuciom. Rzeczywiście ciepła wilgotność staje się dla mnie odczuwalna i zaczynam się pocić (nawet, gdy nie wykonuję żadnego wysiłku fizycznego) gdy TPR przekracza 16 stopni; nawet, gdy na dworze nie ma upału. Tak było na przykład 10 czerwca br., mimo, że najwyższa temperatura powietrza tego dnia sięgnęła zaledwie 23 stopni.

Przyjąłem więc średnią dobową wartość temperatury punktu rosy 16,0°C, jako dolną granicę „dnia parnego”. Zaznaczyć trzeba, że klasyfikacja TPR to nie jedyne kryterium parności, istnieją też inne. Np. kanadyjski Humidex albo amerykański Heat Index (HI). Każdy może sobie wybrać, co mu odpowiada.

Intensywną parność zawsze odczuwano w Warszawie dotkliwie. Przykładowo, 27 maja 1821 roku. Jak pisał warszawski obserwator, Antoni Magier: „Dnia 27 maia po dniach chłodnych i wilgotnych nagle ciepło do 21 stopni [26°C] doszło; uważano, że tego dnia w szpitalach tuteyszych [warszawskich] więcey iak zwyczaynie ludzi umarło”[2]. Wydawałoby się, że 26-27 stopni to nie jest aż tak dramatyczne gorąco, które by istotnie zwiększyło liczbę zgonów w mieście, nawet w szpitalach. Jaka była więc tego przyczyna?

Zagadka zostaje rozwiązana, gdy się spojrzy na najniższą wilgotność względną zmierzoną przez tegoż Magiera w najcieplejszej, popołudniowej porze dnia: 81%, co daje wtedy TPR w wysokości 22,5°C, czyli bardzo wysoką, zbliżoną do wartości z 14-15 sierpnia 2010. Było bardzo parno i duszno, a pamiętajmy, że w roku 1821 nigdzie nie było nie tylko klimatyzacji, ale nawet porządnych systemów czy urządzeń wentylacyjnych. Przy braku wiatru, w szpitalach panowała „sauna”, fatalna dla pacjentów zwłaszcza starszych, z chorobami np. układu krążenia.

Przyjęta klasyfikacja umożliwia badanie historycznej ewolucji liczby dni parnych w Warszawie. Aby to robić, wystarczy znać temperaturę powietrza i wilgotność względną, i korzystać z automatycznej konwersji temperatury/wilgotności na TPR. Poza tym, coraz częściej TPR jest na bieżąco uwzględniana na stronach pogodowo-klimatycznych obok innych podstawowych parametrów pogody.

VarsoviaKlimat.pl

 

[1] T. Ulanowski, Do diabła z taką pogodą!, w: Gazeta Wyborcza z 08/09/2010.

[2] Gazeta Korrespondenta Warszawskiego i Zagranicznego 34/1822.

Coraz większa różnica termiczna między początkiem a końcem listopada?

0

W tym roku zwróciła moją uwagę (i może nie tylko moją) znaczna – w moim odczuciu – różnica termiczna między pierwszą a drugą połową listopada; jak sądziłem, różnica większa niż powinna być. Poniższy wykres (1) przedstawiający średnie temperatury dobowe listopada dla okresu 2001-2022 oraz tegoroczne, potwierdza to wrażenie. Przedstawia średnie temperatury dobowe (liczone wg wzoru [Tmax+Tmin]/2) dla każdego dnia listopada średnio dla okresu 2001-2022 i w roku 2023, oraz ich linie trendu. Spadek tejże linii w roku 2023 jest znacznie głębszy w trakcie miesiąca. Przy czym obie linie trendu przecinają się niemal dokładnie w środku miesiąca.

Wykres 1.

Dane bazowe: OA-SMW-TNW-PIM- PIHM-IMGW-IMGW/PIB. Seria homogeniczna. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

Czy przebieg temperatury miesiąca z roku 2023 jest przypadkowy, jednorazowy? Poniższy wykres (2) ukazuje, że nie. Przedstawia średnie temperatury pierwszej (dni 1-15) oraz drugiej (16-30) połowy listopada w latach 2001-2023. Rzecz jasna, w ogólnym podsumowaniu za cały okres ta pierwsza jest cieplejsza od drugiej (Tśr odpowiednio 6,2°C i 3,1°C). Trzeba atoli zwrócić uwagę, że w latach 2001-2009 (9 lat) aż w czterech druga połowa listopada była cieplejsza od pierwszej (2002, 2003, 2006, 2009), natomiast od 2010 do 2023 (14 lat) zdarzyło się to tylko raz (w 2016 roku). W latach 2010, 2014, 2015, 2018, 2022 i 2023 różnice były bardzo znaczne.

W latach 2001-2009 Tśr 1ej i 2giej połowy miesiąca to odpowiednio 4,8°C / 3,5°C (różnica tylko 1,3°C), podczas gdy w 2010-2023 – odpowiednio 7,2°C / 2,8°C (różnica aż 4,4°C). Proszę zauważyć, jak bardzo wzrosła temperatura pierwszej połowy miesiąca. Co równie ciekawe, daje się zauważyć trend spadkowy dla drugiej połowy, jednak zbyt słaby by zrównoważyć wcześniejszy wzrost.

Wykres 2.

Dane bazowe: OA-SMW-TNW-PIM- PIHM-IMGW-IMGW/PIB. Seria homogeniczna. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

Wykres (3) przedstawia ewolucję temperatur obu połówek listopada (oraz całego miesiąca) w długim okresie historycznym 1881-2023, według średnich dekadowych.

Wykres 3.

Dane bazowe: OA-SMW-TNW-PIM- PIHM-IMGW-IMGW/PIB. Seria homogeniczna. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

Wykres (4) przedstawia różnicę między średnimi temperaturami obu połówek w omawianym okresie 1881-2023 w ujęciu dekadowym, oraz w 3-leciu 2021-2023. Jak widać, aż do dekady 2001-2010 ulegała wahaniom, jednak w skali całego okresu 1881-2020 jest w zasadzie stabilna. W okresie 2011-2023 jest silna tendencja wzrostu różnicy, co widać na analizie rok po roku (por. wykres 2). Rzecz jasna, lata 2021-2023 to okres krótki i okaże się, czy jego wynik spadnie, gdy dekada dobiegnie końca.

Wykres 4.

Dane bazowe: OA-SMW-TNW-PIM- PIHM-IMGW-IMGW/PIB. Seria homogeniczna. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

Możliwe jest jednak także inne wyjaśnienie: ciepła/łagodna jesień ulega przedłużeniu na pierwszą połowę listopada, co przy stabilizacji bądź stosunkowo mniejszym wzroście temperatury drugiej połowy (i oczywiście spadku), powoduje wyznaczenie wyraźniejszej granicy między ciepłą/łagodną jesienią a zimnym sezonem jesienno-zimowym.

Jeśli tak jest, to widok stosów świeżych, dorodnych grzybów leśnych na warszawskim targowisku w połowie listopada (prawdziwków, podgrzybków, rydzów, które widziałem na własne oczy 16 listopada br. na jednym ze stołecznych bazarów) stanie się czymś normalnym. W całkiem nieodległych czasach wysyp wspomnianych gatunków grzybów w listopadzie był na Mazowszu trudny do wyobrażenia, ich sezon kończył się zazwyczaj w połowie października (a niekiedy wcześniej). Z własnego doświadczenia wiem, że obfitość grzybów leśnych (np. rydzów) zawsze był czymś zwyczajnym w listopadzie. Ale nie w Polsce, tylko… w Hiszpanii.

VarsoviaKlimat.pl

Nietypowe ocieplenie w okresie świąt Bożego Narodzenia

0

Szukamy odpowiedzi na pytanie, czy faktycznie okres świąt Bożego Narodzenia coraz częściej jest cieplejszy od wcześniejszych dni grudniowych, wręcz odwilżowy? Coraz więcej jest u nas narzekań, że Święta są „znowu” szare, a nie białe.

Dane statystyczne ten trend w zasadzie potwierdzają. Pierwszy wykres dowodzi, że w 30-leciu 1971-2000 pewna zwyżka średnich temperatur dotyczy tylko dni przedświątecznych, potem jest stabilizacja, nie wzrost w dniach BN. Za to w obecnym stuleciu (22 lata) taki wzrost jest wyraźnie widoczny; od -0,5/-1°C do ponad +1°C, czyli od mrozu do odwilży. Największy dokładnie w dniach 24-26 grudnia!

Wykres 1.

Dane: IMGW / IMGW-PIB. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl

Drugi wykres przedstawia porównanie średnich temperatur dla dwóch okresów 8-dniowych, a mianowicie 22-29 oraz 14-21 grudnia, czyli okresu świątecznego i okresu bezpośrednio go poprzedzającego. W tym stuleciu ten pierwszy jest ogólnie cieplejszy, choć klimatycznie patrząc, uśrednione temperatury powinny spadać z upływem grudnia.

Wykres 2.

Dane: IMGW / IMGW-PIB. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl

Trzeci wykres ukazuje porównanie tych samych okresów, jednak w dużo dłuższej perspektywie historycznej (od 1881 roku). Od dekady 1971-1980 począwszy, tylko w jednej z późniejszych (1991-2000) okres świąteczny był zimniejszy od okresu poprzedzającego Święta BN. Wyróżnia się bardzo ciepła dekada 2011-2020.

Wykres 3.

Dane bazowe: OA / SMW / TNW / PIM / PIHM / IMGW / IMGW-PIB. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

Trzeba mieć na uwadze, że tendencja ogólnego wzrostu temperatury grudnia (wykresy 2, 3) także wskazuje, że wymarzone przez wielu „Białe Święta” mogą być coraz częściej szare, raczej deszczowe aniżeli śnieżne. W obecnym roku 2023 prognozy też nie przewidują „prawdziwej zimy” w okresie świąt Bożego Narodzenia w stolicy.

VarsoviaKlimat.pl

Czy w Warszawie będzie 40 stopni?

0

W obecnym sezonie letnim media zapowiadały już w Polsce temperatury sięgające 40-stu, a nawet 42 stopni Celsjusza. To się nie sprawdziło (jak dotąd), więc oficjalnym rekordem Polski pozostaje 40,2°C zanotowane w Prószkowie k/Opola w roku 1921. Czy trwające ocieplenie klimatu sprawi, że granica 40-stu stopni zostanie osiągnięta/przekroczona w stolicy?

Podobnie jak w przypadku innych parametrów temperaturowych, średnia najwyższa roczna temperatura także wykazuje tendencję wzrostową w Warszawie w ostatnim stuleciu; od nieco ponad 32 stopni do lekko nad 33°, czyli wzrost o około 1 stopień Celsjusza. Wzrost ten jest jednak wynikiem przede wszystkim większej liczby maksimów „umiarkowanych”, czyli w okolicach 32 stopni, a mniejszej – niższych.

Rekord z roku 1943 (36,8°C) został pokonany dopiero w 2013, i to niewielką różnicą. Na szerokości geograficznej Warszawy (i blisko niej) zarówno w Polsce, jak i innych krajach Europy jest wiele stacji, które odnotowały wyższe rekordy od warszawskiego; niekiedy znacznie wyższe. Przykładowo, na stacji Londyn-Heathrow w lipcu 2022 roku zanotowano 40,2°C. Nawet w Hamburgu nad zimnym Morzem Północnym zaobserwowano 39,1°C. Obie te stacje mają klimatycznie chłodniejsze sezony letnie, niż Warszawa.

Warszawskie maximum absolutne w omawianym stuleciu to 37,0°C (rok 2013), a najniższe 26,8°C (1980). Rok 1980 jest (jak dotąd) ostatnim, w którym nie pojawił się ani jeden dzień upalny; wcześniej zdarzyło się to w latach 1925, 1960, 1970 i 1978. Oto najwyższe absolutne maksima zanotowane w ostatnim stuleciu w Warszawie.

Dane PIM / PIHM / IMGW-PIB, opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

Nie widać powodu, z którego Warszawa nie mogłaby pokonać na oficjalnej stacji swojego wiekowego rekordu w ciągu najbliższych kilku lat. Moim zdaniem kwestią czasu jest przekroczenie 38 stopni, a może nawet 39-ciu. Mniejsze są szanse na 40-tkę, do której stolicy daleko; zapewne prędzej ona nastąpi na zachodzie Polski, gdzie są bardziej sprzyjające warunki dla występowania ekstremalnie wysokich temperatur.

Należy podkreślić, że 37,0°C jest rekordem oficjalnym, zanotowanym na Okęciu. To oczywiste, że na stacjach wewnątrz miasta, silniej ulegających wpływowi tzw. miejskiej wyspy ciepła, temperatury bywają wyższe niż na pozamiejskiej stacji lotniskowej. W roku 1943 na stacji Bielany zanotowano 37,4°C, a w roku 2015 na śródmiejskiej stacji Filtry było 37,7°C.

VarsoviaKlimat.pl

Przebieg temperatury obecnej „zimy” jest zdumiewający

0

Przebieg temperatury podczas obecnej zimy meteorologicznej (czyli od początku grudnia) bardzo mało ma wspólnego z tradycyjnym obrazem tego parametru w warunkach warszawskich. Oto wykres dotychczasowych (do 10/02/20) maksymalnych temperatur dobowych w tym sezonie, i dla porównania średnie wieloletnie wartości tegoż parametru z ostatniego 30-letniego okresu referencyjnego (1971-2000), który nie obejmował czasu nasilenia ocieplenia klimatycznego, trwającego od początku XXI wieku.
(Dzień 1 to 1 grudnia, dzień 91 to 28 lutego).

Obraz jaki się wyłania, jest zadziwiający. Nie chodzi nawet o to, że temperatury dobowe podczas obecnej zimy są tak wysokie; najbardziej uderza stabilność ich przewagi nad średnimi wieloletnimi, która od 1 grudnia do 10 lutego jest niemal nieprzerwana. Jest to zapewne zjawisko bez precedensu w dziejach warszawskich zim co najmniej od połowy XVII wieku. Coś takiego do tej pory się nie zdarzyło nawet podczas najłagodniejszych zim przez cały okres obserwacji.

Równie, a może jeszcze bardziej imponuje przewaga nad normą obecnej zimy w zakresie dobowych temperatur minimalnych (patrz poniższy wykres). Noce bez choćby lekkiego przymrozku, są bardzo częste tej zimy. Prawie żadna nie była zimniejsza niż to kiedyś było normalne. Nie było jeszcze mrozu dwucyfrowego, co też jest czymś nadzwyczajnym.

Dane IMiGW-PIB, opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

Jeśli obecna średnia temperatura lutego (obejmuje pierwszą dekadę miesiąca) do końca miesiąca nie ulegnie zmianie albo nawet tylko lekko się obniży, to zima (meteorologiczna, XII-II) okaże się najcieplejszą w ponad 300-letnich dziejach obserwacji warszawskich. Aktualnym (jeszcze?) zimowym rekordzistą cieplnym dla Warszawy jest sezon 1989/1990.

VarsoviaKlimat.pl

Sierpniowa fala upału trwała 8 dni. Czy to rekord?

0

Tegoroczna warszawska sierpniowa fala (nieprzerwanego) upału (dobowa Tmax ≥30,0°C) nie jest rekordowo długa, jednak historycznie plasuje się w ścisłej czołówce. Oto najdłuższe fale upałów w opracowanym przeze mnie okresie 1881-2023:

11 dni: 3-13 sierpnia 2015
10 dni: 24 lipca-2 sierpnia 1994
9 dni: 27 lipca-4 sierpnia 1971 / 5-13 lipca 2006
8 dni: 25 czerwca-2 lipca 1885 / 1-8 sierpnia 1963 / 13-20 sierpnia 2023

Jak widać (wykres 1), fale upałów trwające nieprzerwanie dłużej niż tydzień, są u nas zjawiskiem ekstremalnie rzadkim. Jednak dni upalnych w ogólności szybko przybywa. Trend wzrostowy liczby dni upalnych w Warszawie ma swój początek na przełomie lat 1980/90-tych.

W latach: 1881, 1884, 1886, 1888, 1892-1894, 1897-1900, 1902-1904, 1907-1916, 1918-1919, 1923-1929, 1932-1934, 1936, 1938, 1940, 1945, 1948, 1950-1952, 1954-1958, 1960-1962, 1965-1967, 1970, 1972-1978, 1980-1984, 1986-1988, 1990-1991, 1993, 1998, 2003-2004, 2008-2009, 2011, 2017, upał ani razu nie trwał (nieprzerwanie) dłużej niż przez dwa kolejne dni (w niektórych latach nie pojawił się w ogóle). Za to w okresie 2018-2023 roku fale upału (≥ 3 kolejne dni) wystąpiły we wszystkich latach.

Wykres 1.

Na wykresie (2) ukazana jest ilość fal upału odnotowanych na oficjalnych stacjach warszawskich począwszy od dekady 1881-1890. Trwający do dziś trend wzrostowy rozpoczął się w dekadzie 1981-1990. Aż do tej dekady (włącznie) średnia frekwencja fal upału w roku była mniejsza od jedności, a w dekadach 1911-1920, 1951-1960 i 1971-1980 taka fala pojawiała się średnio raz na pięć lat! Były wtenczas rzadkością. Ale w dekadzie 2011-2020 średnia liczba fal upałowych w roku zbliżyła się do dwóch. Nie były już nadzwyczajnym wydarzeniem.

Wykres 2.

Średni czas trwania nadłuższych epizodów upalnych w roku (≥ 1 dzień) wydłuża się (wykres 3). Należy zaznaczyć, że o ile „fala upału” to co najmniej 3 kolejne dni, to „epizod” oznacza każde najdłuższe (najwięcej kolejnych dni) pojawienie się upału w danym roku, choćby był to tylko jeden dzień. (W niektórych latach upał się nie pojawił w ogóle).

Wykres 3.

Rekordowo upalną (średnia Tmax 36,3°C) falą (wykres 4) w omawianym okresie jest ta z roku 1943, trwała jednak tylko trzy dni (21-23 sierpnia).

Wykres 4.

* Dane: SMW / TNW / PIM / PIHM / IMGW-PIB. Seria pierwotna. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

VarsoviaKlimat.pl