Ostatnio mamy w Warszawie zimne, brzydkie (pochmurne, mgliste, deszczowo-śnieżne) dni. Przedwczoraj padał gęsty śnieg, aura była iście zimowa. Większość warszawiaków (ze mną włącznie) raczej nie lubi takiej aury w kwietniu, oczekując bardziej „wiosennej”. Coraz więcej w mediach komentarzy wyrażających przykre zdziwienie i zaskoczenie pogodą, która według nich „nie powinna” mieć już miejsca w tym sezonie.
Rozdzielmy od siebie dwie kwestie: emocjonalną (czy nam się taka pogoda podoba, czy nie) oraz klimatyczną. W tym komentarzu zajmiemy się tą drugą, szukając odpowiedzi na pytanie, czy ta aura odbiega istotnie od normy, czy rzeczywiście jest ona w kwietniu (jak to ktoś określił) „pogodowym szaleństwem”?
Odpowiedź jest przecząca. Taka pogoda pierwszej połowy kwietnia (a mówiąc ściślej, tak zimna aura podczas większości dni) jaką mieliśmy w tym roku 2021, nie odbiega od normy w żadnym skrajnym stopniu.
Dowodzą tego warszawskie statystyki historyczne. Choćby średnia temperatura maksymalna (najwyższa dobowa). Dla okresu 1-15 kwietnia w tym roku jej wartość (na Okęciu) wynosi 10,7°C. Daleko od tych 20+ stopni za którymi tak wielu z nas tęskni, prawda? Jest to też temperatura niższa od średniej dla najnowszego 30-letniego okresu referencyjnego (1991-2020), która wynosi 12,3°C. Różnica (deficyt ciepła) wynosi więc -1,6°C, co pozwala zakwalifikować pierwszą połowę tegorocznego kwietnia jako tylko umiarkowanie chłodniejszą od przeciętnej.
W tej sytuacji nie dziwi fakt, że w przeszłości jeszcze zimniejszych pierwszych połówek kwietnia nie brakowało w Warszawie. Dopiero w XXI stuleciu – wraz z postępami ocieplenia klimatycznego – stały się one rzadkie; zdarzyły się w 20-leciu (2001-2020) tylko czterokrotnie (w latach 2013, 2012, 2003). W tymże okresie zdarzały się więc przeciętnie w jednym kwietniu na pięć. Ale w okresie półwiecza 1951-2000 takich kwietni było w sumie 21, czyli więcej niż co trzeci kwiecień miał swoją pierwszą połowę zimniejszą, niż tegoroczny.
Także statystyki mrozowe nie wykazują, aby w tegorocznym kwietniu działo się coś niezwykłego. Dni z przymrozkiem do tej pory w tym miesiącu było 4, podczas gdy normy historycznych okresów referencyjnych dla całego miesiąca wynoszą 5-6, „limit” miesięczny nie został więc jeszcze „wyczerpany”.
Najniższa Tmin obecnego kwietnia (jak dotąd) to -1,9°C; to nawet wartość wyższa od przeciętnej dla tego parametru, która historycznie (dla XX wieku) wynosi od -3° do -4°C.
Wielu obserwatorów wyrażało ostatnio zdziwienie śniegiem kwietniowym, zadawano nawet pytanie, czy oznacza on koniec ocieplenia polskiego klimatu? W Warszawie padający śnieg do tej pory w tegorocznym kwietniu nie utworzył pokrywy na ziemi. Jednak śnieg leżał na ziemi w kwietniu w stolicy nie tak dawno temu, bo ostatnio w roku 2017, a wcześniej w tym stuleciu w latach 2013 i 2003. Tylko trzy razy w dwóch dekadach, co ma związek z ociepleniem klimatu, ale dawniej zdarzało się to częściej: w dekadzie 1991-2000 dwa razy, w 1981-1990 pięć, w 1971-1980 cztery, w 1961-1970 pięć, a w dekadzie 1951-1960 pokrywę śnieżną odnotowano także w pięciu kwietniach. Można więc ogólnie stwierdzić, że do lat 1980-tych, śnieg na ziemi pojawiał się w Warszawie w niemal co drugim kwietniu.
W okresie 1951-2020, najzimniejsza pierwsza połowa kwietnia przypadła w roku 1958: średnia Tmax wyniosła wtedy 4,8°C na stacji Okęcie. Przypomnijmy sobie, że w kwietniu tegorocznym było to 10,7°C.
(Oprac. na podstawie danych IMGW-PIB)
VarsoviaKlimat.pl