POLEMIKI, MITY, PÓŁPRAWDY

Strona główna POLEMIKI, MITY, PÓŁPRAWDY

„Gdy ciepło w lutym, zimno w marcu bywa…” – (?)

Tegoroczny luty stanowczo zmierza do strącenia z podium dotychczas historycznie najcieplejszego lutego (z roku 1990). Czy czeka nas nieuchronnie „reakcja” na lutowe ciepło w postaci zimnego marca? Jedna ze znanych polskich „mądrości ludowych” tak właśnie prorokuje:

„Gdy ciepło w lutym, zimno w marcu bywa, długo potrwa zima, rzecz to niewątpliwa”. Czy to przysłowie odpowiada obecnej rzeczywistości naznaczonej ociepleniem klimatycznym?

Na poniższym wykresie (1) widzimy średnie temperatury 15 najcieplejszych warszawskich lutych XIX stulecia, oraz wartości marców bezpośrednio po nich następujących.

Wykres 1.

Dane bazowe: Gdańsk / Magier / OA / SMW. Seria homogeniczna. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

W 3 przypadkach Tśr marca jest niższa od lutowej (w latach 1843, 1869, 1867).
XIX-wieczna średnia temperatura marca to 0,5°C. Z ukazanych na wykresie marców, 13 ma wartości wyższe.
Na poniższym wykresie (2) widzimy średnie temperatury 15 najcieplejszych warszawskich lutych XX stulecia, oraz wartości marców bezpośrednio po nich następujących.

Wykres 2.

Dane bazowe: SMW / TNW / PIM / PIHM / IMGW / IMGW-PIB. Seria homogeniczna. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

W 3 przypadkach Tśr marca jest niższa od lutowej (w latach 1925, 1998, 1939).
XX-wieczna średnia temperatura marca to 2,0°C. Z ukazanych na wykresie marców, 12 ma wartości wyższe.
Na poniższym wykresie (3) widzimy średnie temperatury 15 najcieplejszych warszawskich lutych XXI stulecia, oraz wartości marców bezpośrednio po nich następujących.

Wykres 3.

Dane bazowe: IMGW / IMGW-PIB. Opracowanie VarsoviaKlimat.pl.

W jednym przypadku Tśr marca jest niższa od lutowej (w roku 2013).
XXI-wieczna (23 lata) średnia temperatura marca to 3,6°C. Z ukazanych na wykresie marców, 12 ma wartości wyższe, 1 ma tę samą.

Przy tej okazji, ciekawym jest porównanie uśrednionych wartości z powyższych trzech wykresów.

Jak się okazuje, dla XIX stulecia średnia temperatura 15-stu najcieplejszych lutych to 0,6°C, a następujących po nich marców to 2,2°C (marcowa średnia stulecia 0,5°C).
Dla XX wieku: odpowiednio 2,7°C i 3,9°C (marcowa średnia stulecia 2,0°C).
Dla XXI wieku (23 lata): odpowiednio 1,5°C i 4,4°C (marcowa średnia stulecia 3,6°C).

Jakie płyną wnioski z powyższych faktów i statystyk?

  1. Znaczna większość marców jakie następowały po najłagodniejszych lutych jest ciepła bądź łagodna.
  2. Marce zimowe po ciepłych lutych („długo potrwa zima…”) są nieliczne, wręcz wyjątkowe. Na przedstawionych wykresach, omawiane powiedzonko znajduje potwierdzenie właściwie tylko w latach 1843, 1867, 1869, 1925, 1939, 2013.
  3. W XX stuleciu czołowe lute są cieplejsze niż w XIX, a w XXI cieplejsze niż w XX. To samo dotyczy marców.
  4. W rzeczy samej porównanie wartości na trzech wykresach robi wrażenie; ukazuje jak bardzo oba przedmiotowe miesiące ocieplają się w perspektywie historycznej.

Tytułowe przysłowie nie znajduje potwierdzenia w statystykach żadnego z przedstawionych trzech stuleci. Po bardzo łagodnym lutym, najbardziej prawdopodobny jest łagodny bądź ciepły marzec. Pamiętajmy jednak, że „najbardziej prawdopodobny” to nie to samo co „gwarantowany”. A jak będzie w tym roku (2024), wkrótce się przekonamy.

VarsoviaKlimat.pl

Czy tegoroczny luty jest „niespotykanie” wietrzny?

W ostatnich tygodniach media są pełne informacji i komentarzy alarmujących o „wyjątkowej” a nawet „niespotykanej” (jak w komunikacie IMGW) pogodzie tegorocznego lutego. Chodzi o aurę określaną jako „dynamiczna” czy „niebezpieczna”, czego czołowym przejawem mają być niezwykłe wichury, będące – jak się twierdzi – skutkiem zmiany klimatycznej, prowadzącej do nasilania się zjawisk ekstremalnych.

Czy w Warszawie tegoroczny luty jest rzeczywiście tak wietrzny, jak nigdy dotąd? Sprawdźmy to za pomocą trzech kryteriów: średniej prędkości wiatru w miesiącu, liczby dni w lutym z silnym wiatrem (średnio ≥ 25,0 km/h) oraz najsilniejszego w danym roku porywu wiatru (km/h).

W okresie 1-24 lutego 2022 roku, średnia prędkość wiatru w Warszawie (dane stacji Okęcie, według mojego obliczenia) wynosi 15,3 km/h. To jest wartość wyższa od normalnej dla 30-lecia 1991-2020 tylko o 0,4 km/h. Skąd więc tyle alarmistycznych komentarzy? Być może stąd, że ludzka pamięć jest krótka. Tegoroczny luty może się okazać najbardziej wietrznym od 2011 roku. Jednak poniższy wykres wskazuje, że przed rokiem 2011 nie brakowało u nas lutych bardziej (a czasem dużo bardziej) wietrznych od tegorocznego. Wielu komentatorów o tym nie pamięta, a ci najmłodsi często nie wiedzą.

Dane: IMGW/Ogimet.

Ale może powyższy parametr nie mówi wszystkiego? Słyszymy wciąż, że dni z wichrem jest w tym roku nadzwyczajnie wiele w lutym. Czy rzeczywiście? Przyjąłem dolną granicę średniej dobowej prędkości wiatru 25 km/h, dla dni z silnym/bardzo silnym wiatrem. Zobaczmy, ile ich było w lutym od 1972 roku.

Dane: IMGW/Ogimet.

Do tej pory w lutym 2022 roku były 2 takie dni w Warszawie. Jak widać, to nic szczególnego. W rzeczy samej, to niewiele w kontekście całego okresu od połowy XX wieku. Zwraca uwagę nie to, że w tegorocznym lutym pojawiły się dni z silnym wiatrem, tylko to, że w ostatnich latach ich liczba dramatycznie spadła. W latach 2016-2021 takich dni nie było w lutym w ogóle!

A może trzeci parametr uzasadni alarmistyczne doniesienia? Ktoś może powiedzieć, no tak, średnie wartości wiatru nie imponują, ale za to jego huraganowe porywy w Warszawie są niesłychaną anomalią, dowodem na to, że wichry i huragany będą coraz częstsze wraz z ociepleniem klimatu. Faktycznie tak jest? Poniższy wykres najsilniejszych (w ciągu danego roku) porywów wiatru wskazuje, że i w tej kategorii do tej pory w tegorocznym lutym nic „niespotykanego” się nie wydarzyło w Warszawie. Najsilniejszy poryw nie przekroczył 100 km/h (wg wstępnych danych), podczas gdy w przeszłości zdarzało się to wielokrotnie. Także w zakresie tego parametru jest zauważalna tendencja zniżkowa (choć słabiej zaznaczona niż w poprzednich dwóch analizowanych parametrach). W roku bieżącym tak silny poryw wiatru zdarzył się po raz pierwszy od 2009 roku.

Dane: IMGW/Tutiempo.

Głównym argumentem mającym uzasadniać rzekomo „niespotykane” wiatry i skoki ciśnienia jest ocieplenie klimatyczne, a ściślej mówiąc, większa ilość energii cieplnej zawartej w coraz mocniej ogrzanych wodach oceanu. Ktoś ostatnio napisał, że „dodatkowym” impulsem do huraganów jest związany z tymże ogrzaniem większy kontrast temperatury powietrza między umiarkowanymi a podbiegunowymi szerokościami geograficznymi, co ma stanowić dodatkowy „motor” napędzający aktywne układy niżowe nad Europę, w tym nad Polskę.

Ta argumentacja ma jeden podstawowy słaby punkt. Atlantyk jest coraz cieplejszy, to prawda. A jednak w procesie zmiany klimatycznej wysokie szerokości geograficzne ogrzewają się szybciej niż niższe, o czym świadczą wyniki pomiarów temperatury powietrza. Skutkiem tego różnica temperatur np. między Arktyką a Europą Środkową (w uśrednieniu) nie rośnie, tylko maleje. To jest zapewne przyczyną (czy jedną z przyczyn) spadkowej od szeregu lat tendencji prędkości wiatru w Warszawie. I odwrotnie: jeśli przyjmiemy że ów kontrast temperatur rośnie, to jak wytłumaczyć, że wieje słabiej niż kiedyś?

Na potwierdzenie tezy o niesłychanie ekstremalnych wiatrach, orkanach, huraganach itp. masowo używa się „ostatecznego” argumentu: obrazu szkód, zniszczeń i ludzkich ofiar niedawnych wichur. Zazwyczaj z komentarzem, że „dawniej tak źle nigdy nie było”. Cóż można na to odpowiedzieć? To prawda, że dawniej tak wiele gospodarstw na wsi i lokali w miastach nie bywało pozbawionych prądu skutkiem wichur. Dlaczego? Być może dlatego, że nie było powszechnej elektryfikacji. Jest też prawdą, że drzewa na przewracały się tak często na zaparkowane i jadące pojazdy. Może dlatego, że pojazdów było dużo mniej? Obecnie w miastach samochody stoją pod niemal każdym drzewem poza parkami i skwerami. Jest też prawdą, że dawniej nie było takiej masy błyskawicznych doniesień tak tekstowych, jak i obrazowych na temat szkód spowodowanych przez „orkany”. Bo nie było huraganów i wichur? A może dlatego, że nie było smartfonów umożliwiających błyskawiczny przekaz tekstu i obrazu każdemu, kto trzyma w ręku to wygodne urządzenie? Czy w XIX i XX stuleciach każdy mógł natychmiast filmować otoczenie w kolorze i wysokiej rozdzielczości, palcem naciskając parę razy ekran małego urządzenia noszonego w kieszeni? Kiedyś – może niektórym trudno w to uwierzyć – w ogóle nie było internetu. A jeszcze wcześniej – to już musi być szok dla wielu – nie było nawet telewizji. A jeszcze dawniej –  do końca XIX wieku – nie było filmu (obrazującego ruch), a do jego początków – nawet fotografii. A teraz? Gdy w przysłowiowej Koziej Wólce wiatr zerwie dach ze stodoły, to w przeciągu kilku minut cała Polska to dokładnie obejrzy.

W pierwszym okresie historycznym pogody warszawskiej który badam, jedynym środkiem w miarę szybkiego, zbiorowego przekazu informacji była prasa. Cofając się w przeszłość – coraz uboższa w zakres treści, mniej tytułów, coraz mniej dostępna, z coraz wolniejszym obiegiem informacji i węższym ich zakresem. Inne niż prasa źródła pisane też są niekiedy użyteczne, np. pamiętniki. Można więc nawet dla tego dawnego okresu historycznego znaleźć w tych źródłach sporo informacji o pogodzie i klimacie. W okresie nieco późniejszym pojawiają się też stopniowo to tu, to tam, oficjalne raporty z obserwacji pogody w obserwatoriach, na posterunkach i stacjach. Stopniowo coraz bardziej precyzyjne i o szerszym zakresie parametrów. Czy nie było wtedy huraganów, orkanów, wichrów, burz? Były. Ale o wielu z nich nie zachowała się pamięć, bo ich nie zapisano albo zapisy się nie zachowały. Już nie mówiąc o obrazach czy filmach. Jednak te skromne środki przekazu wystarczają, aby móc spojrzeć daleko w przeszłość w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy obecna aura to „coś nowego”. Na niniejszym blogu będą się pojawiać wyniki takich poszukiwań dowodzące, że gwałtowne wichury i burze nie są w Warszawie nowym zjawiskiem.

VarsoviaKlimat.pl

 

*****

(Obliczenia uśrednionych parametrów meteorologicznych dokonane przez autora na jego odpowiedzialność, na podstawie danych obserwacyjnych IMGW-PiB ze stacji meteorologicznej na lotnisku międzynarodowym Okęcie i innych źródeł, a także obserwacji własnych. Obliczone parametry mogą się niekiedy nieznacznie różnić od wartości oficjalnie publikowanych przez IMiGW-PIB).

„Idzie luty, podkuj buty” – (?)

Luty tradycyjnie ma u nas (miał?) famę mroźnego, w rzeczy samej nawet mroźniejszego od stycznia. I wielce śnieżnego. W opinii licznych Polaków, jest taki nadal. A przynajmniej – powinien być.
Każdorazowo gdy w kolejnym roku nastaje luty, tytułowe powiedzonko jest przypominane w mediach, a komentatorzy wyrażają satysfakcję, że panuje mróz ze śniegiem „jak na luty przystało”. Albo są rozczarowani „anomalią”, czyli brakiem tych atrybutów „prawdziwej lutowej zimy”.
Oto dwa pierwsze z brzegu przykłady tego typu narracji. Są to komentarze synoptyków (dostępne w sieci na stronie Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego). (Pisownia oryginalna).

(11 lutego 2023)Od poniedziałku ponownie cieplej, aż do polowy tygodnia, kolejne ochłodzenie, a następny weekend z temperaturą rzędu +10°C. Można spytać, gdzie te lutowe mrozy poniżej 20°C i kopne śniegi? – czyżby już straciło na aktualności ludowe porzekadło – Idzie luty, podkuj buty?”
(5 lutego 2024) „«Kuchnia pogodowa» nad północnym Atlantykiem nadal pracuje pełną parą, kierując do nas ciepłe i wilgotne powietrze jak na tę porę roku o znacznym potencjale chwiejności. Jest to sytuacja charakterystyczna dla przejściowej pory roku, a mamy już początek lutego, zazwyczaj mroźnego z stałą pokrywą śnieżną.”

Czy rzeczywiście mrozy poniżej -20°C i „kopne śniegi” to typowy obraz lutego w naszym kraju w ostatnich dekadach? Zobaczmy jak to wygląda w Warszawie, czyli w nizinnym środkowym regionie Polski, w ostatnich trzydziestu latach. Skoro była mowa o „początku lutego”, to sprawdźmy na wykresie (1) dane dotyczące pierwszej połowy miesiąca.
Jak widać, średnia Tmax za ten okres utrzymuje się na poziomie około +2 stopni, a najniższa dobowa wzrosła z ok. -4 st. do ok. -3 stopni. A więc aura odwilżowa w pierwszej połowie lutego jest zjawiskiem częstym i normalnym. Z przedstawionych 30-stu lat, aż 22 ma średnie dobowe temperatury maksymalne ponad zerem.

Wykres 1.


Dane: IMGW-PIB.

W tym samym okresie 1994-2023, dni z Tmax ≥ +10°C było w pierwszej połowie lutego 25. Czyli średnio prawie jeden (0,8) w jednym roku. Szansa na to, aby się przynajmniej jeden dzień tak wysoka temperaturą pojawił, jest więc duża.
A ile w tym samym okresie w całym lutym było dni (a raczej nocy) z Tmin -20°C i niższą? Otóż 3. Słownie – trzy. Wszystkie w tym samym miesiącu, a mianowicie 4-5 i 13 lutego 2012 roku. Średnio wypada 0,1 na rok, czyli średnio raz na dziesięć lat taki mróz się pojawiał. Tak silny mróz jest więc wielką rzadkością w Warszawie, wręcz anomalią w kontekście ostatnich trzydziestu lat.
A dawniej też nie pojawiał się często. Kolejnym rokiem (przed 1994) z tak silnym mrozem w lutym, jest 1991. Wcześniej – kolejno 1986, 1985, 1978, 1970, 1969, 1965, 1963, 1956, 1954, 1953. Co oznacza, że w okresie 1951-2023 (73 lata) 20-stopniowy mróz pojawił się w 12-stu lutych. Czyli średnio mniej więcej w co szóstym. Pamiętając, że (w związku z ocieplaniem klimatu) do tej pory w XXI stuleciu wystąpił tylko w jednym miesiącu.
Odnośnie pokrywy „kopnego” śniegu, czy jej brak w pierwszej połowie lutego jest faktycznie czymś niezwykłym w rejonie Warszawy?
Wykres (2) ukazuje liczby dni z pokrywą śniegu (kolejno od 1 cm, 10 cm i 20 cm wzwyż) w pierwszej połowie lutego w latach 1994-2023 na stacji Okęcie.

Wykres 2.


Dane: IMGW-PIB.

Co widzimy?
W okresie 1-15 lutego w latach 1994-2023 (450 dni) pokrywa śnieżna zalegała na ziemi w 221 dniach (49% wszystkich). Dni z co najmniej 10 cm śniegu jest 65 (14%), a dni z co najmniej 20 cm jest 38 (czyli 8%). A więc nawet nieco ponad połowa wszystkich dni nie miała pokrywy śniegu, a średnio ok. 4 dni na 5 miały pokrywę mniejszą niż 10 cm, więc raczej nie „kopną”.
Tylko w latach 2003, 2006, 2010, 2012 i 2017 pokrywa śniegu zalegała na ziemi przez wszystkie 15 dni. Naprawdę obfite, kopne śniegi pokrywały Warszawę (w 1ej połowie lutego) w latach 2003, 2006 i 2010. Tylko wtedy pokrywa „białego puchu” osiągnęła/przekroczyła wysokość 20 cm.
W latach 1995, 2002, 2008 i 2020 pokrywy śnieżnej w omawianym okresie nie było w ogóle.

VarsoviaKlimat.pl